piątek, 27 września 2013

Sewastopol i wojskowa twarz Krymu

Dzisiejszy dzień był ewidentnie dniem dla dużych chłopców - okręty podwodne, statki marynarki i inne wojskowe zabawki.


Wycieczkę rozpoczęliśmy w Bałakławie - 40 tys. miasteczku niedaleko Sewastopola. Miasto położone jest w całkowicie osłoniętej od morza zatoce co sprawia, że nawet w czasie sztormu jest tu zawsze spokojnie. Miasto to z racji na swój wojskowy charakter do 1996 roku było niedostępne dla przybyszów z zewnątrz. Teraz po latach zapomnienia staje się celem wielu oligarchów, którzy wykupują tu domy i parkują swoje jachty. Samo miasto poza reprezentacyjną promenadą jest w opłakanym stanie. Rozpadające się budynki, dziurawe drogi i industrialny styl straszą od samego wjazdu. 


Największą atrakcją miasta jest niewątpliwie Muzeum Marynarki Wojennej mieszczące się w dawnej podziemnej bazie dla statków podwodnych. Bazę z zbudowano na zlecenie Stalina i miała chronić łodzie podwodne przed ewentualnym atakiem atomowym takim jak w Hiroszimie. Trzeba przyznać, że potężne podziemne korytarze, masywne drzwi i surowy klimat robią nie lada wrażenie i nawet teraz po latach czuje się potęgę radzieckiej marynarki. 


Sewastopol też poznaliśmy od strony militarnej. To tutaj stacjonują statki floty rosyjskiej i ukraińskiej i jest to jedyna taka baza rosyjska na Krymie - warto poczytać więcej o samej historii floty Czarnomorskiej. Płynąc stateczkiem wzdłuż zatoki podziwialiśmy liczne statki (niektóre zdecydowanie zaawansowane wiekowo), ruchome stocznie i żurawie. Warto wspomnieć, że wiele nowoczesnych jednostek wypłynęło w ostatnim czasie w kierunki Syrii. Ciekawy jest też pomnik zatopionych okrętów na skalnej wysepce 100m od brzegu - wzniesiony na cześć statków zatopionych w latach 1854-1855, by zagrodzić wejście na redę. 

 
Wieczorem lekko senni dojechaliśmy do celu naszej wycieczki - naszej ostatniej kwatery w Bachczysaraju. Wylądowaliśmy w środku czegoś co wyglądało jak zapadła wieś na końcu świata - ciemno, ponure latarnie, stare rozpadające się domy i ulice z betonowych płyt - cudo;) jak byliśmy zaskoczeni jak weszliśmy na podwórko naszego gospodarza - czysto, schludnie jasno i pokoje z łazienkami! Kolacja była wisienką na torcie - pyszne manty - takie duże pierogi z mięsem polane śmietaną - jedna z lepszych potraw jakie jedliśmy! Do tego cena - 80 UAH za osobę za dwa obiady i śniadanie - szok. 


Kierowca naszego busika opowiadał nam, że średnie zarobki ma Ukrainie wynoszą ok 300-400 USD, a on sam musi wydawać 70% swojej pensji na łapówki, żeby w ogóle prowadzić działalność. Średnia pensja wynosi ok 110 USD. Dlatego też dużo starszych kobiet sprzedaje własne wyroby kulinarne na ulicach, na stacjach i przy zabytkach - tylko tak są w stanie się utrzymać. Ukraina staje się z roku na rok coraz droższa, ale pensje niestety nie rosną w podobnym tempie...


Wieczorem zrobiliśmy też imprezę godną wycieczki na Ukrainę. Nasz muzułmański gospodarz nie mógł uwierzyć, że można wypić tyle wódki jednego wieczoru;) Co ciekawe - kac ominął nas wszystkich - niech żyje ukraińska wódka!;)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz