czwartek, 20 listopada 2014

El Calafate

Berberys bukszpanolistny, czyli el calafate to żółty symbol argentyńskiej części Patagonii. El Calafate to też nazwa miasta w prowincji Santa Cruz, które jest bazą wypadową dla ludzi z całego świata pragnących delektować się pięknem pobliskiego Parque Nacional Los Glaciares.


Na lotnisku w El Calafate czekały na nas 4 samochody i panowie z karteczką "el grupo de Jarek x 13". Podróż do miasta postanowiłam wykorzystać na ćwiczenie języka i pogawędkę z kierowcą na temat miasta i regionu.


W miasteczku El Calafate mieszka ok 25 tysięcy osób. Większość z nich (ok 19 tysięcy) to przyjezdni z innych prowincji, którzy przybyli do Patagonii w poszukiwaniu dobrze płatnej pracy w branży turystycznej. Mieszkańcy z dziada pradziada są za to urzędnikami, politykami lub dobrze ustawionymi posiadaczami ziemskimi. Swój szybki rozwój od lat siedemdziesiątych miasteczko zawdzięcza bliskości i popularności Parku Narodowego Parque Nacional Los Glaciares i lodowca Perito Moreno. W tej chwili w miasteczku jest ok 7500 miejsc noclegowych, a przy głównej ulicy w niskich domkach można kupić pamiątki, lokalne wyroby czekoladowe (tak Patagonia słynie z czekolady!) czy też sprzęt turystyczny. Nie brakuje też luksusowych restauracji. Większość turystów przylatuję do miasteczka samolotem - lokalne lotnisko przyjmuje w sezonie nawet 12 takich lotów dziennie. Największy boom miasteczko ma jednak za sobą - kryzys ekonomiczny z 2008 roku, brak kreatywności i innowacji lokalnej społeczności oraz niedostateczna współpraca z pobliskim Chile nie pozostają bez śladu...





El Calafate leży nad jeziorem Lago Argentino, które jest największym (1466 km²) i najbardziej wysuniętym na południe jeziorem w Patagonii. Seledynowe wody z racji na temperaturę nie nadają się do kąpieli, ale dzięki silnym wiatrom jezioro jest idealnym miejscem dla szalonych i odważnych surferów. Z miasteczka do jeziora można dojść na piechotę (spacer ok 40 minut) mijając rezerwat ptaków Laguna Nimez. Dla zapaleńców to na pewno coś wyjątkowego, ale Ci którzy nie fascynują się ptactwem mogą przejść obok i nawet go nie zauważyć. Dzień jest tutaj długi, a lato relatywnie ciepłe (obecnie ok 14 stopni). Zima potrafi być za to bardzo sroga z temperaturami do -18 stopni.


Po zwiedzaniu miasta postanowiliśmy poznać El Calafate od strony kulinarnej. Na obiad polecono nam cordero a la parilla, czyli jagnięcinęz grilla, a na deser wszystkie możliwe produkty z berberysu czyli likiery, dżemy i lody. I jedno i drugie nie dostanie się na pewno na listę najlepszych potraw wyprawy:)



El Calafate to na pewno ciekawe miejsce, ale brakuje tu spokoju i bliskości natury. Wierzę, że jutro w Parku Narodowym będziemy jej mieli po kokardy;) Noc spędzamy w kolorowym hostelu Lago Argentino; może jest ciasno i wąsko jak w wagonie pociągowym, ale miejsce to ma zdecydowanie swój urok.


Nocleg: Hostel Lago Argentino w El Calafate, pokoje 3 osobowe, wspólna łazienka 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz