wtorek, 18 listopada 2014

Península Valdés

Półwysep Valdés często jest pomijany w programach biur podróży - moim zdaniem zdecydowanie niesłusznie!


O 3 nad ranem przyszła pora na pożegnanie Buenos Aires i lot do Trelew. Bałam się, że lokalne linie lotnicze przywitają nas na pokładzie rozpadających się samolotów, ale nic bardziej mylnego! Aerolíneas Argentinas mają flotę, której mogą pozazdrościć jej AUA i LOT.
Prowincja Chubut w której leży półwysep, jest jedną z 6 prowincji Patagonii i jedną z najmniej zaludnionych w Argentynie (2 osoby na km2). Nazwa prowincji pochodzi z języka Tehuelche i oznacza przezroczysty w odniesieniu do rzeki o tej samej nazwie. Prowincja rozciąga się od Andów do Oceanu i pogoda jest tutaj bardzo zróżnicowana. Silnie i porywiste wiatry nie są rzadkością, a zimy potrafią być niesamowicie surowe. To tutaj zarejestrowano najniższą temperaturę w kraju poniżej -30 stopni. Sam Valdés jest krajobrazowo przedsmakiem surowych i bezdrzewnych równin patagońskich pokrytych jedynie szarawymi trawami. Co jakiś czas na horyzoncie pojawia się  rozległa estancia, której pilnuje lokalny kowboj czyli el gaucho. Spędza on w tym miejscu samotnie, z dala od rodziny wiele miesięcy pilnując setek owiec pasących się na ten pampie. Co roku we wrześniu na półwyspie wzmaga się ruch - zaczyna się okres golenia owiec co przyciąga licznych handlarzy wełny. Półwysep Valdés został w 1999 roku wpisany na listę dziedzictwa UNESCO.

W busiku na lotnisku czekał już na nas Juan Carlos przewodnik, bez którego nie można poruszać się na terenie rezerwatu przyrody. Na półwyspie przekonałam się o tym, że wbrew słowom mojego szefa, nie wszędzie na świecie jest zasięg GSM, ale jak już się pojawia, to pojawia się też odpowiednia informacja. W środku niczego, wśród stepów, przy szutrowej drodze można od czasu do czasu zobaczyć niebiesko białe znaki informacyjne z napisem "tu jest sygnał komórkowy" - po prostu cudo! Jest ich w regionie podobno 10 i zostały postawione z myślą o turystach i ich bezpieczeństwie.


W czasie drogi z lotniska do rezerwatu Juan Carlos w bardzo obrazowy sposób przekazał nam informacje na temat zwierząt zamieszkujących ten region.


Wyciągając z reklamówki jedną maskotkę za drugą wyjaśniał nam nie tylko budowę ich ciała czy zwyczaje, ale przede wszystkim....ich życie seksualne.

Słonie morskie (Elefante Marino, łac. mirounga Leonina)
Typowi poligamiści, żyjący w haremie i decydujący o tym na którą panią mają danego dnia ochotę. Najsilniejsi zawodnicy mogą zapłodnić nawet 50 partnerek. Jednak nic nie jest za darmo. Samce w okresie spółkowania nie opuszczają haremu i nie mają przez to dostępu do jedzenia. Taka 90-dniowa dieta pozwala im pozbyć się ok 12 kilogramów. Dodatkowo konkurencja jest ogromna, a walka o harem, może zakończyć się nawet śmiercią jednego z osobników. Samice nie mogą co prawda wybrać sobie partnera, ale podobno mają możliwość zdecydować czy zapłodnione jajeczko  zagnieździ się w ich organizmie czy nie. Jeśli przyszła mama czuje się za słaba na utrzymanie ciąży może je po prostu odrzucić. Słonie morskie, które nie zajmują się chwilowo rozmnażaniem spędzają mnóstwo czasu w wodzie. Nie tylko nurkują w poszukiwaniu jedzenia na głębokość ok 1,5 kilometra (średnio między 400-600 metrów), ale mogą też w niej spać.

Wieloryby (Ballena Franca Austral, łac. eubalaena australis)
Tutaj królową jest kobieta - ona decyduje czy zaloty samca są wystarczające, czy warto poczekać na następnego kandydata. Panie nie mają też nic przeciwko kilku partnerom w czasie jednego sezonu. Walenie płyną na Valdés około 30 dni i mają jeden cel - spłodzić małe. Sam akt trwa za to szalone 30 sekund:) Na półwyspie spotkać można przede wszystkim wieloryba biskajskiego południowego, który mierzy do 18 m długości i potrafi ważyć ok 90 ton. Pan przewodnik nie omieszkał również poinformować nas, że jądro takiego ssaka, może ważyć około tony a jego penis jest tak długi jak nas bus.

Pingwiny (Pinguino de Magellanes, łac. spheniscus magellanicus)
To jedyni monogamiści w grupie zwierząt występujących na półwyspie, Spędzają oni całe swoje życie z jedną partnerką. Chyba przez to dla naszego przewodnika jest to najnudniejszy z gatunków, bo o nim opowiedział nam najmniej;)

Można śmiało powiedzieć, że życie seksualne zwierząt nie jest już nam obce;) Na naszej trasie mieliśmy okazję zobaczyć wszystkie wymienione zwierzaki. Trzymające się za skrzydełka pingwiny oraz walczące lwy i ich odpoczywające na brzegu samice.



Po południu przesiedliśmy się z busa do łodzi i wyruszyliśmy na poszukiwanie imponujących wielorybów. Nie spodziewałam się, że widok tych ogromnych ssaków machających płetwą lub przepływających na wyciągnięcie ręki pod łodzią zrobi na mnie takie wrażenie. Westchnienia i okrzyki zachwytu słychać było na łodzi za każdym razem, kiedy kilkutonowe okazy pojawiały się na powierzchni wody. Niezapomniany widok... pytanie czy dźwięk silnika i łodzie kręcące się  z turystami po zatoce to dla nich "partnerzy do zabawy", z którymi chętnie się drażnią czy jednak źródło stresu...




Po dniu pełnym wrażeń wróciliśmy do naszej wioski Puerto Pirámides - małej, słodkiej, trochę zapyziałej, w której czas jakby zatrzymał się wiele lat temu. Jakie było nasze zdziwienie, że można w takim miejscu znaleźć genialną restaurację. W El Paradiso doświadczyliśmy rzeczywiście obiecywanego kulinarnego raju: muszle, krewetki, kalmary, a do tego genialne białe wino Norton Clasico 2013...



Nocleg: Puerto Palos w Puerto Piramides, apartament 4 osobowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz