czwartek, 27 listopada 2014

Torres del Paine

Torres del Paine - ósmy cud świata wg. głosowania internautów z 2013 roku. Park Narodowy  chilijskiej Patagonii pokonał w nim 330 innych miejsc z 50 krajów świata. Moje wyobrażenia o tym miejscu na ziemi i oczekiwania były ogromne, ale czy zostały spełnione? Czy ten zachwyt parkiem narodowym to tylko dobry chwyt marketingowy?



Droga do parku narodowego Torres del Paine z Puerto Natales zajmuje ok 2 godzin, a bilety kosztują 30 USD. Nazwa pochodzi z jednej strony od 3 szczytów (Torres), a Paine oznacza w języku Indian błękitny. Do końca nie wiedzieliśmy czy pogoda będzie na tyle stabilna i ładna, żeby wyjść w góry czy będziemy musieli zadowolić się wycieczką objazdową po punktach widokowych. Znowu potwierdziło się, że na wakacje zasłużyliśmy, bo przywitało nas słońce (a jeszcze tydzień temu wiał silny wiatr i padał śnieg).




Tym razem mieliśmy ze sobą lokalnego przewodnika - Pablo, z którym przegadałam po hiszpańsku całą trasę. Takiego darmowego kursu językowego i dodatkowych informacji o Chile się nie spodziewałam:) nie tylko ja dowiedziałam się więcej o Ameryce Południowej, ale też zareklamowałem Polskę. Oto wycinek naszych rozmów:

Chile i Argentyna
Oba kraję dzielą bardzo długą granicę i w zależności od szerokości geograficznej stosunki między mieszkańcami są bardzo różne. Na południu w Patagonii są bardzo przyjacielskie i bliskie, na północy z to neutralne lub po prostu ich brak. Podobno Argentyńczyka można po wyglądzie odróżnić od Chilijczyka - nawet jeśli dla nas różnice nie są widoczne. Również językowo słychać wyraźne różnice, bo każde z państw ma swoje dialekty. Dla mnie osobiście chilijski jest bardziej zrozumiały (albo trafiałam na wyraźnie mówiących Chilijczyków;)).

Polityka i prawo
Podobo w Chile wiele przepisów pochodzi z czasów dyktatury Pinocheta i nie odpowiadają rzeczywistości. Nawet po dojściu do władzy ugrupowań lewicowych nic się nie zmieniło i rozczarowanie społeczne narasta. Obecną prezydent kraju jest Michelle Bachelet. 

Dobrobyt, społeczeństwo
W Chile tak jak i w wielu krajach Ameryki Południowej jest mała grupa bardzo bogatych ludzi, głównie potomków kolonizatorów. Brakuje klasy średniej, a duża część społeczeństwa żyje w biedzie. Prowadzi to do dużych napięć społecznych. W Peurto Natales, w którym mieszkamy należy do najbezpieczniejszych w całym kraju, głównie dlatego, że tutaj nie ma tego rozwarstwienia społecznego - wszyscy mają podobny status finansowy - niestety dość niski. Mieszkańcom nie pomaga też, że usługi medyczne są płatne.

System szkolnictwa
Usłyszałam, że system szkolnictwa jest mocno "zmilitaryzowany". Co to oznacza? Obowiązkowe są mundurki, a system nauczania jest skostniały. Na studia stać tylko bogatszych obywateli, ponieważ uniwersytety państwowe są płatne. Pensja minimalna wynosi 180 tysięcy pesos miesięcznie, a miesięczne czesne ok 200 tysięcy. Stworzono co prawda system kredytów dla studentów podobny do amerykańskiego - niestety z ogromnymi odsetkami. Jedynym plusem jest to, że ci którym uda się skończyć studia dostają dyplomy, które otwierają drzwi do dobrej pracy i mają większą wartość niż np. dyplomy argentyńskie. 

Indiane
Indianie zniknęli z tych terenów pod koniec XIX wieku głównie za sprawą Niemców, którzy masowo przejmowali ziemię np. pod hodowlę owiec. Były to bardzo krwawe czasy, a Indiane nie mieli szans na zwycięstwo. Generalnie były dwie dominujące grupy Indian - jedna żyjąca na lądzie - Tehuelche, a druga na wodzie - Yámana

Sport narodowy
Piłka nożna, piłka nożna i jeszcze raz piłka nożna:)

Może dlatego, że zajęłam się rozmową sam park nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak oczekiwałam. Owszem są to piękne tereny - lasy bukowe poprzecinane strumieniami, góry i piękna dolina, ale porównując z tym wejście na FitzRoy jestem gotowa powiedzieć, że park Torres del Paine swoją sławę zawdzięcza w dużej mierze dobremu marketingowi. My zrobiliśmy tylko jedną trasę - tą najważniejszą - pod słynne trzy wieże (Torres) od których pochodzi nazwa parku. Na pewno tras jest sporo, ale siedzenie tutaj kilka dni, spanie pod namiotami i chodzenie z ciężkimi plecakami po górach to nie moja bajka - warto ten czas poświęcić na inne części Chile lub Argentyny.




Samo podejście pod wieże nie było oczywiście za łatwe. Dodatkowo za każdym razem jak przewodnik mówił, że teraz będzie płasko, my widziiśmy tylko ostre podejścia w lasach. Na koniec czekało na nas oczywiście ukoronowanie trasy - 40 minutowe podejście pod jezioro. Nigdy nie widziałam takiego gruzowiska do wspinania. Owszem na Raxie pod Wiedniem jest coś podobnego, ale Torres to jednak oczko wyżej. Nie ma tu też żadnych zabezpieczeń ma szlaku, a wypadki zdarzają się często, szczególnie przy załamaniach pogody. Na całej trasie nie ma też zasięgu (tak jak w Argentynie), a pomoc można wezwać tylko drogą radiową.





Widok był słodki, ale brakowało tego efektu WOW. Może dlatego, że to nie pierwszy taki krajobraz? 
Zgodnie z tradycją przy zejściu zaczęło wiać, a przez chwilę padał nawet grad, ale udało się spokojne dotrzeć do słonecznej doliny. Znowu poczułam duże zmęczenie, ale jednocześnie też ogromną satysfakcję, że kolejny szlak został zdobyty!


Nocleg: Casa Teresa w Puerto Natales, pokoje 2-5 osobowe ze wspólną łazienką

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz