niedziela, 18 stycznia 2015

Lizbona

Jeden dzień to zdecydowanie za krótko, żeby poznać górzystą i kolorową Lizbonę, ale wystarczająco, żeby się nią zauroczyć i chcieć tu wrócić.


Lecąc do Lizbony miałam okazję przetestować kolejną linię lotniczą - tym razem padło na TAP Portugal. I jakie było moje zaskoczenie...ciepły posiłek, napoje do wyboru do koloru i do tego sympatyczna obsługa. Iberia mogłaby się od TAP dużo nauczyć;) Dodatkowo przekonałam się, że lot mija zdecydowanie szybciej kiedy się pracuje, a że miałam duże zaległości to chwila moment i podchodziliśmy do lądowania:)

Lotnisko w Lizbonie swoje lata świetności ma już zdecydowanie za sobą. Na szczęście można się sprawnie i szybko z niego wydostać i dojechać w ok. 30 min do samego centrum miasta, które o północy w piątek było wyjątkowo opustoszałe. Jak się później okazało - każda dzielnica tętni życiem o innej porze dnia. Nam udało się odwiedzić 4 z nich.

Baixa / Chiado - artystyczna dusza
Oferta noclegowa w Lizbonie nie jest mała, ale hostel, w którym ja się znalazłam - LostInn Lisbon - to prawdziwa perełka. Położony w dzielnicy Baixa / Chiado budynek przywitał nas klatką pokrytą kolorowymi  płytkami azulejos i masywnymi metalowymi świecznikami. Nazwa tych ceramicznych cudeniek, które są znakiem rozpoznawczym Portugalii, pochodzi od arabskiego słowa al zulaij, które oznacza tyle co "mały wypolerowany kamień".


6-osobowe pokoje z dwupiętrowymi łóżkami zostały urządzone w bardzo prostej białej stylistyce.  Salon za to zachwycił nas prostymi, ale stylowymi drewnianymi meblami, imponującymi lampami, kolorowymi poduchami czy tez już wspomnianymi azulejos na ścianach. Nawet w łazience widać było rękę dekoratora wnętrz w postaci licznych luster w złotych masywnych ramach. Do tego miła obsługa i smaczne śniadanie. Aż trudno uwierzyć, że to tylko hostel!



Bairro Alto - imprezowa Lizbona
Szybko okazało się, że nasz hostel idealnie wpasował się w obraz artystycznej stolicy. Idąc wąskimi, brukowanymi ulicami łatwo znaleźć lokale z 3 stolikami na krzyż, często nietypowym wystrojem i małą kartą lokalnych tapas. Niektóre z nich nie mają żadnych szyldów, a wchodząc do środka, odnosi się wrażenie jakby wchodziło się do czyjegoś salonu. Dość zimnego salonu, ponieważ żaden lokal nie jest ogrzewany, a okna są nieszczelne.

W dzielnicy Bairro Alto nawet w styczniu w środku nocy mimo niskich temperatur ulice są pełne ludzi, a gwar rozmów przeplata się z muzyką z licznych barów i pubów. Co ciekawe Ci uliczni imprezowicze to raczej generacja 30 i 40latków, a nie pijanych 16latków (idealnie miejsce na świętowanie 30stki;)). Może dlatego ciężko tu też znaleźć typową wielką i głośną dyskotekę. Zamiast tego można załapać się na koncert skrzypcowy albo salsę. Mimo wszystko nie zazdroszczę mieszkańcom, którzy mieszkają nad lokalami w wąskich uliczkach - podobno w lecie ciężko wcisnąć palec między rozradowanych Portugalczyków i turystów bawiących się na ulicach.  

Belém - dzielnica odkrywców
Jedną z bardziej znanych dzielnic stolicy jest Belém (po polsku Betlejem). To tutaj znajdował się główny port stolicy w czasach świetności portugalskiego imperium kolonialnego. O morskiej potędze przypomina imponujący 52 metrowy Pomnik Odkrywców (Padrão dos Descobrimentos) przedstawiający m.in. Henryka Żeglarza, Vasco da Gama, Ferdynand Magellan, Diogo Cão, Nuno Gonçalves, Luís de Camões, Bartolomeu Dias czy Afonso de Albuquerque.



100-letnia budowa pobliskiego bajkowego Klasztoru Hieronimitów (Mosteiro dos Jerónimos) rozpoczęła się w 1501 roku jako wyraz dziękczynienia za udaną podróż Vasco da Gamy do Indii, która swój początek miała właśnie w Belém. Budynek pełni rolę portugalskiego panteonu, gdzie pochowano licznych członków rodzin królewskich i samego odkrywcę. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak przestronny dziedziniec. Spacerując wolno klasztornymi krużgankami ciężko oderwać wzrok od misternych kamiennych manuelińskich zdobień - żeglarskich, roślinnych i religijnych motywów oraz...litery M. Warto usiąść na dłużej na jednej z wielu kamiennych ławeczek i napawać się wyjątkowym klimatem tego miejsca...


Będąc w Belém obowiązkowym punktem programu jest wizyta w kawiarni Pasteis de Belém. Jak ją znaleźć? Należy szukać lokalu z granatowymi daszkami przed którym stoi wielometrowa kolejka:) Sam lokal, który z zewnątrz wydaje się być bardzo mały i przytulny jest w rzeczywistości ogromną, lekko szpitalną, wypłytkowaną i chłodną salą, która może pomieścić setki turystów. Jestem fanką azulejos, ale co za dużo to nie zdrowo! Mimo wszystko warto wejść do środka i zjeść nieziemskie  Pasteis de Belém posypane cynamonem (w całej Portugalii znane pod nazwą Pastel de Nata). Do tego dobra kawa i uśmiech nie schodzi z ust. Robi się on nawet większy kiedy przychodzi do płacenia rachunku  - kawa EUR 1,20, ciastko EUR 1,05:)


Alfama -  dzielnica Fado i...prania
Najstarsza dzielnica stolicy została zbudowana na skalistym zboczu i jako jedna z nielicznych przetrwała bez szwanku wielkie trzęsienie ziemi z 1755 roku. Alfama to Lizbona, która znamy z pocztówek. Jedno-wagonowe żółte tramwaje przeciskają się wąskimi stromymi kamiennymi uliczkami. Na każdym kroku można obejrzeć cudowne ceramiczne fasady z azulejos, które mimo swojego wieku i braku remontów nadają dzielnicy jej artystyczny charakter. "Artystyczego" charakteru nadają też sznury pełne świeżo upranej bielizny wiszące nad wąskimi uliczkami:)


Po długim spacerze warto też wejść do jednego z lokali, aby skosztować wyrazistego czerwonego wina i ośmiornicy po portugalsku z kolendrą - raj dla podniebienia - aż słów brak, żeby opisać smak i zapach tej lokalnej specjalności.


Ostatnim i obowiązkowym punktem programu był koncert Fado. Ale jeśli mam być szczera to do dzisiaj nie jestem pewna, czy to co zobaczyłyśmy to było prawdziwe Fado...
Niejaka Martina Suarez była gwiazdą dziwnego lokalu, w którym się znalazłyśmy (przyznam, że to ulewa przyśpieszyła podjęcie decyzji). Patrząc na "gwiazdę" nie byłyśmy do końca pewne czy to kobieta czy jednak mężczyzna. Żeby móc posłuchać tego nietypowego koncertu musiałyśmy złożyć zamówienie na minimum 10 EUR za osobę (co podobno jest standardem w lokalach Fado). Na wstępie Martina opowiedziała nam o sobie, o swojej niesamowitej karierze w Portugalii i o tym, że występuje tez jako Shakira i Beyoncé z racji na uderzające podobieństwo;) Zaraz potem dowiedzieliśmy się, że w czasie występu obowiązują dwie jasne zasady:
  • Delektować można się tylko w ciszy - wszelkie rozmowy są zakazane
  • Pisanie SMSów lub Maili jest również zabronione, bo...zakłóca działanie wrażliwych gitar akustycznych (??!!) - ale robienie zdjęć telefonem komórkowym nie jest już problemem!


W lekkim stresie dotrwałyśmy do końca występu:) Muszę przyznać, że z racji na nietypowe okoliczności nie jestem w stanie powiedzieć co myślę o Fado. Chyba będę musiała wrócić i dać Fado jeszcze jedną szansę....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz